Przed siódmą zaczęło mnie gwałtownie dopadać zmęczenie, zarwana nocka, dawała mi się we znaki. Jadąc pustymi drogami, co chwila łapałam się na tym, że przysypiam, co na motocyklu jest szczególnie niebezpieczne. Postanowiłam więc nie igrać z losem i poszukałam sobie ustronnego miejsca w polu, gdzie rozłożyłam karimatę i przekimałam z dobre 3 godziny. Obudził mnie upał i ostre słońce. Trochę się nawet przypiekłam na twarzy, ale za to wstałam kompletnie zregenerowana, z nowymi siłami. Przeprowadziłam dość karkołomną toaletę poranną ;-) Napiłam się gorącej kawy (niech żyje Nescafe 3w1!), a następnie pozbierałam swoje śmieci do worka (tak, tak, zabrałam w podróż 35l worki Jana Niezbędnego), przepakowałam trochę bagaż - okazało się bowiem, że pękła mi jedna gumka mocująca sakwy. Wreszcie, po 13:00 wyruszyłam do Rumunii.